Kiedy pierwszy raz wybierałam się do Londynu (w lutym), liczyłam na to, że ucieszę oczy angielskim stylem. Marzyłam, że kolorwe, piękne drzwi istnieją nie tylko w filmach. Moja radość w Londynie była, więc ogromna, kiedy okazało się, że jest na co popatrzeć 🙂
Już w lutym wiedziałam, że kiedy jeszcze raz wrócę do Londynu, nie przejdę obok tych wszystkich, często kolorowych lub zdobionych drzwi obojętnie 🙂
Udało mi się uwiecznić część tych arcydzieł, które codziennie mijaliśmy na swej drodze (uroki chodzenia wszędzie pieszo). Takie drzwi to moje marzenie, raczej nie mogę pomalować swoich na taki kolor (choć zaletą naszego mieszkania jest to, że nie mamy klatek schodowych, więc jest to namiastka domu, ale jednak standaryzacja osiedla), to aż zastanawiam się czy nie pomalować ich wewnątrz. Może mięta?🙂 Szczęśliwie kończymy już nasz wiatrołap i będę Wam wkrtóce mogła pokazać efekty. Jeszcze tylko kilka elementów szafy musimy zabrać z Łodzi. No i oczywiście tatę musze zabrać, bo to jest najlepszy wykonawca moich pomysłów 🙂 Chociaż Kuba na ostatnich warsztatach malowania, też się świetnie wykazał, więc ekipę remontową mam niezłą. Czuję , że będą lekkie zmiany w mieszkaniu. Przy okazji zapraszam Was na nasze inne posty wnętrzarskie:
Wracając do angielskich drzwi - co o nich sądzicie? Jaki kolor Wy najchętnie byście wybrali?
Ona: Aż chciałoby się wejść dalej i obejrzeć wnętrze:)
Mnie się marzą tak sobie myślę mięta, cytryna, baby blue, turkusowe...
On: Chyba muszę Ci sprawić większy dom:)
Ona: Nasze mieszkanko mi narazie wystarczy:) Uwielbiam je!:)