Jak wiecie z każdej podróży poza tysiącami zdjęć, przywozimy jakieś pamiątki. Zwykle stawiam na przydatne akcesoria modowe czy do domu. Uwielbiam takie gadżety, które później przypominają mi nasze wyjazdy. Zakupy na Zanzibarze były szczególne, ponieważ niesamowicie zachwycili nas tamtejsi ludzie. Ich otwartość i takie miłe usposobienie. Jak już wspominałam chyba na naszym instagramie TUTAJ, zwłaszcza na zakupach jestem bardzo asertywną osobą, a nachalny sprzedawca działa na mnie jak płachta na byka. Nauczona więc doświadczeniem, chociażby po Egipcie, czy nawet Dominikanie, początkowo starałam się omijać sprzedawców, którzy zapraszali nas do swoich stanowisk. Kuba jest jednak bardziej ciekawy świata i ludzi niż ja, więc podchodził do nich, rozmawiał i szybko okazało się, że Ci ludzie nie są jeszcze tak zmanierowani i tak biznesowi w handlowaniu. A może po prostu trafiliśmy na takich miłych ludzi? No fakt, mamy trochę szczęścia w życiu. W każdym razie niektórych z nich nigdy nie zapomnę <3 Poznacie ich poniżej!
Co można przywieźć z Tanzanii?
Może warto byłoby stworzyć post o tym czego nie wolno przewozić z innych kontynentów - bo choć to może zaskakujące, z Afryki czy wspomnianej wcześniej Dominikany nie można na przykład przywozić muszli.
Dziś jednak skupię się na tym co warto kupić. Z pewnością są to oryginalne przyprawy. Wspaniałe, bardzo aromatyczne i prosto z plantacji. Uwielbiam te, które przywieźliśmy z Włoch, czy Cypru, a teraz dołączyły do nich te z Afryki. Jedna partia dla nas, druga dla mojej siostry, która gotowaniem zajmuje się zawodowo (choć ostatnio powiedziała mi, że nie jest kucharzem, tylko młodszym adeptem sztuki kulinarnej!;) ). Poza tym olejek waniliowy (Zanzibar jest jednym z miejsc na świecie, gdzie uprawiana jest wanilia). Z przypraw znajdziemy choćby pieprz, kardamon, curry, czy cynamon (więcej o plantacjach będzie w oddzielnym poście).
Poza tym drewniane ozdoby z drzewa hebanowego - to takie ciemne drzewo, które nie zmienia koloru. Mogą to być zwierzęta (mój tata dostał na przykład żyrafę), albo tablica z wybranym przez Was grawerem. To niesamowite, ale odbywa się to tak, że jednego dnia sprzedawca dogaduje się z Wami "na słowo", ustalając jednocześnie cenę, co spersonalizowanego ma przygotować i umawia się z Wami kolejnego dnia, np. po południu na plaży. Nie wiem jak to się dzieje, że bez telefonu, bez konkretnej godziny, ludzie się spotykają i dokonują transakcji, ale to chyba magia Afryki - i cały czas w głowie Hakuna Matata! Możemy kupić też buty (jeśli nie ma rozmiaru, przygotują Wam na kolejny dzień na zamówienie) - mogą to być japonki, czy sandały skórzane (także mini rozmiary dla dzieci!). Poza tym kolorowe chusty, które kupiłam dla siebie, ale też dla ukochanych kobiet: mamy, siostry, czy chrześnicy. Olejki perfumowane - także stałam się posiadaczką kilku sztuk, jeden jest z nich jest kwintesencją zapachu Chanel 5! Ale to między innymi z Afryki, część składników zapachowych wędruje do produkcji zapachów największych światowych marek. Na Zanzibarze kupimy też ręcznie robioną biżuterię, a także wiele innych gadżetów.
Targuj się!
Jak zapowiadają choćby rezydentki wycieczek, targowanie się należy wręcz do dobrych manier, kiedy jednak widzisz ile Ty masz, a ile mają Ci ludzie, to strasznie głupio targować się o te kilka dolarów i było to dla nas bardzo niekomfortowe. W trakcie zakupów Kuba się targował, a później często oddawał resztę jako napiwek dla sprzedawcy. Wybór należy do Ciebie. Ja wielka przeciwniczka tatuaży nie potrafiłam nawet odmówić tak miłym kobietom. 10 dolarów, a później już do końca wyjazdu wszystkie witały mnie z daleka i komplementowały mój tatuaż😉 To czasami zaskakujące, jak dziwnymi rzeczami możemy sprawić komuś radość. Podobnie było z sercem z logo naszego bloga, człowiek, który nam to zaoferował był po prostu strasznie miłym, skromnym i nienachalnym facetem. Czuliśmy, że to dobry człowiek i warto od niego kupić taką pamiątkę. Był taki szczęśliwy, że kolejnego dnia zastał nas na plaży i że spodobało nam się jego dzieło. W prezencie zrobił nam jeszcze drewniane zwierzęta. Powiedział też że wyrzeźbił słonia z podniesioną trąbą, bo kiedy jest w górze słoń jest szczęśliwy, a on życzy nam szczęścia. Takich rzeczy i takich ludzi nie zapomina się do końca życia <3
W Stone Town asortyment jest bardziej wyszukany. Szalenie żałuję, że nie kupiłam choć jednej takiej ramki! Przecież turkusy czy niebieskości idealnie wkomponowałyby się w nasze wnętrze...
Poznajcie Whitnes - tu wiąże swoją 5 miesięczną córeczkę - Marię w chustę:) W ciągu dnia mała Maria, którą odwiedzaliśmy prawie codziennie, śpi słodko na ziemi pod półkami. Ta urocza młoda kobieta pochodzi z Tanzanii i przypływa na Zanzibar na sezon. Jest katoliczką, więc ma tu trochę gorzej niż islamskie kobiety, ale na Zanzibarze i tak panuje niezła tolerancja religijna.
Tak właśnie powstawał mój tatuaż z henny🙂 Pani po prostu usiadła ze mną i spokojnie go raz dwa zmalowała:) Najpierw pokazała mi katalog wzorów:) Jeśli zdecydujecie się kiedyś na taki, pamiętajcie, że możecie pytać o to jak długo się utrzymuje, bo możecie dostać lżejszą lub mocniejszą hennę. Po zrobieniu przez pół godziny musicie uważać, żeby henna się nie rozmazała, a po 30 minutach zmyć hennę pod bieżącą wodą (może być z mydłem).
Mały Osman też był jednym z naszych ulubieńców. Kiedy go poznaliśmy, siadałam właśnie do henny. Jego mama posadziła go Kubie na kolanach i powiedziała chłopcu, że ma zostać z moim mężem. Chłopaki szybko się rozkręcili i skończyło się na oglądaniu zdjęć w komórce, co Malucha bardzo fascynowało;) Kiedy przyjechaliśmy się pożegnać dzień przed wyjazdem, Osman po prostu wbiegł mi prosto na ręce, a po kilku minutach wyciągnął je do Kuby. Zaczął mierzyć jego okulary i był z tego powodu bardzo dumny:) A później ja tańczyłam z nim na plaży <3 Takie wspomnienia to też piękne pamiątki!
Moja piękna chusta to też świetna pamiątka <3 Ta na głowie także kupiona na Zanzibarze🙂
Nie jestem fanką takich masek...
Na Zanzibarze kupiłam też piękną tunikę, pokazywałam Wam ją też TUTAJ, w pełnej okazałości <3
Z wyjazdów zamiast magnesów, które ludzie często zbierają, przywozimy karty do gry. Mamy już takie choćby z Paryża, Disneylandu, czy Liverpoolu ze sklepu The Beatles:)
A już w Polsce po ekscytującej podróży, postawiłam na nieco szalony manicure hybrydowy Semilac, w którym wykorzystałam dwie nowości, które właśnie pojawiły się w ofercie:
Po pierwsze błyszczące złoto Sweet Rumba nr 187, które znajdziecie TUTAJ i matowy top TUTAJ, który nałożyłam na pomarańczowy lakier Orient Mandarin nr 158! TUTAJ Szalenie podoba mi się ten matowy efekt!
Więcej inspiracji z moim manicure hybrydowym znajdziecie TUTAJ.
Wszystkie inne posty z Zanzibaru znajdziecie TUTAJ - serdecznie Was zapraszam:)
Zapraszam Was także na mój nowy kanał You Tube i filmy między innymi z Zanzibaru🙂
Ona: Zapraszam Was gorąco do śledzenia nas na Instagramie TUTAJ.
On: Czyli będzie nam miło, jeśli polubicie nasz profil:)