Dokładnie 2 lata temu ruszyłam w swoją pierwszą podróż do Francji. Żałuję, że nie znałam wtedy jeszcze swojego męża, bo z pewnością wspominałam ten wyjazd jeszcze lepiej. Tamte dwa tygodnie sprawiły, że do kraju wina, serów i błogiego spokoju wróciłam jeszcze 2 razy w 2010 roku, ale 3 podróże na jeden post to zdecydowanie za dużo.
Do Francji pojechałam ze znajomymi i do znajomego Polaka, co sprawiło, że mogłam dotknąć prawdziwej Francji, nie tylko tej typowo wycieczkowej. I tak choć docelowo mieszkałam pod Lyonem, poza nim zwiedziłam wiele małych wioseczek i miejscowości, Marsylię, Ars, Toulon (kąpałam się w Morzu Śródziemnym), Avignon, Moiron, zjechałam górzystą Jurę, Villefranche, mieszkałam 3 dni w XV wiecznym chateau z XVII wieczną dobudówką... Wypiłam także hektolitry wina i zjadłam niezliczone gatunki moich ulubionych serów i zakochałam się w okiennicach:)
Moja Francja:
La Basilique de Notre - Dame de Fourviere - Lyon
ruiny rzymskiego amfiteatru w Lyonie
A może przejażdżka rowerem? Wystarczy karta i można ruszać! Nie bójcie się, że nie znajdziecie miejsca parkingowego, żeby oddać pojazd, kiedy skończycie jazdę - w Lyonie jest ich dużo.
Wyprawa do Toulonu - południowe zamiłowanie do klimatycznych latarni, kamienia i okiennic.
Mule - ohyda, ale zmusili mnie do spróbowania:)
...ale ja wybrałam sałatkę parmeńską:)
Ten bar nie miał nic wspólnego ze znanym paryskim szykiem - chyba, bo nie odważyłam się wejść:)
platany - moje ulubione drzewa
trafiliśmy na pokaz starych aut!
most w Avignon - mieście "porywistego wiatru"
a to już Moiron...
I francuska kolacja pożegnalna w moim wydaniu:
Ona: Pojedziemy tam kiedyś!
On:Albo ja Ciebie, nie byliśmy przecież jeszcze w Paryżu.